środa, 23 grudnia 2015

Rozdział 1

Info: Obecnie przesiaduję w Szczecinie wraz z moją siostrą, więc rozdziały będą wstawiane rzadko (albo w ogóle ;/).



Dotarliśmy do domu. Nareszcie!
Zostawiłam w przedpokoju moją torbę podróżną i pobiegłam na górę do swojego pokoju (tak, wiem który to, Lucas mi powiedział).
Pchnęłam drzwi i przede mną ukazał się dość spory pokój.
Czarne ściany, okna z fioletowymi roletami zajmujące jej połowę.
Podłoga wykonana z ciemnego drewna.
W kącie stało duże (i pewnie wygodne) łóżko z fioletową pościelą.
Obok niego znajdowało się biurko do nauki (na którym stała także wieża).
Po lewej stronie drzwi umieszczone zostały biblioteczki, a po prawej szafa na ubrania.
Oprócz tego na ścianach zostały porozwieszane  plakaty moich ulubionych zespołów, "30 Second To Mars", "Winged Skull", "Red Hot Chilli Peppers" i inne.
Rzuciłam się na łóżko i zamknęłam oczy.
Przeprowadzki są męczące.
Ktoś zapukał do drzwi.
-Wejść - powiedziałam.
Do środka wszedł Lucas z moją torbą. Położył ją obok biurka.
-Dzięki - wymamrotałam i odwróciłam się na drugi bok.
Chwilę mi się przyglądał, po czym wyszedł.
Niechętnie wstałam i zaczęłam się rozpakowywać.
Włożyłam ubrania do szafy, położyłam laptop na biurko i zrobiłam jeszcze mniej ważne rzeczy.
Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w piżamę i poszłam spać.
Jutro pierwszy dzień w nowej szkole..
Dryń-Dryń.
Dajcie mi się wyspać.
Dryń-Dryń.
Cholera!
Dryń-Dryń.
No nie..
Gwałtownie otworzyłam powieki i z całej siły walnęłam w to coś, co później okazało się budzikiem..
Super Rose, ty to zawsze zrobisz coś nie tak.. Siłę masz, tylko nie wiesz do czego ona służy.
Podeszłam do szafy kląc pod nosem.
Wyjęłam z niej krótką, czarną ramoneskę, czarne rurki i białą bluzkę z logo "Winged Skull".
Zmyłam z siebie bajzel, ubrałam wyżej wymienione  ciuchy, zrobiłam makijaż, porwałam mój plecak i wrzuciłam do niego potrzebne rzeczy.
Zeszłam na dół do kuchni.
Lucas pochylał się nad piekarnikiem.
Od razu wyczułam zapach ciasta bananowego. To moje ulubione.
-Cześć - pocałowałam go w policzek.
-Hej. Jak się spało? - uśmiechnął się.
-Całkiem dobrze - powiedziałam i zgarnęłam swoją porcję.
Zjadłam w ekspresowym tempie, umyłam jeszcze zęby i nałożyłam na stopy trampki na koturnie.
-Wychodzę!
-Nie zapomnij oddać dyrektorce dokumentów.
Wyszłam i włączyłam GPS'a.
Niedaleko, ale pojadę motorem.
Założyłam kask i pojechałam.
Jedną ręką kierowałam motor, a w drugiej trzymałam telefon.
Wszyscy patrzyli się na mnie jak na kosmitkę.
Takie to, kurwa dziwne, że dziewczyna jeździ na motorze?
Zaparkowałam przed szkołą.
Zauważyłam, że przygląda mi się czerwonowłosy chłopak.
Hm, nawet przystojny. O czym ja myślę.
Kierowałam się w stronę drzwi, gdy nagle złapał mnie za nadgarstek.
-Kurwa jego pieprzona mać, już nie łaska wejść do budy?! - warknęłam i spojrzałam na niego groźnie.
Zmierzył mnie od góry do dołu, uśmiechnął się pod nosem i poszedł.
Prychnęłam, a po chwili poszłam w jego ślady.
                                                                         ***Oczami ...***
Stałem przed wejściem do szkoły czekając na kumpla. Zauważyłem czerwonowłosą dziewczynę, jadącą na motorze. Jedną ręką kierowała, a w drugiej trzymała telefon. No, no.
Zaparkowała niedaleko szkoły i zdjęła kask.
Miała długie, czerwono-czarne włosy i czarne lśniące oczy.
Nawet ładna.
Patrzyłem się na nią z namysłem.
Gdy miała mnie minąć, złapałem ją za nadgarstek. Chciałem ją poznać.
Zanim zdążyłem otworzyć usta, warknęła do mnie:
-Kurwa jego pieprzona mać, już nie łaska wejść do budy?! - popatrzyła na mnie morderczym wzrokiem.
Widzę, że ma niezły charakterek.
Zauważyłem, że ma na koszulce logo "Winged Skull".
Zlustrowałem ją od góry do dołu, uśmiechnąłem się pod nosem i odeszłem, nie zważając na przybycie przyjaciela.
Słyszałem z jej strony ciche "Pff", potem skierowała się do szkoły.
                                                                          ***Oczami Rose***
Naciskęłam klamkę i weszłam do środka.
To są kurwa jakieś jaja?
Ściany były pomalowane na różowy, wręcz oczojebny kolor.
Życie jakie jest, każdy widzi.
Dlaczego William nie zapisał mnie do jakiejś NORMALNEJ szkoły?!
Zaczepiłam pierwszą lepszą osobę i zapytałam gdzie znajdę dyrę.
-Pierwsze drzwi na lewo - wskazała palcem rudowłosa dziewczyna.
-Dzięki - rzuciłam krótko i ruszyłam we wskazanym kierunku.
Oczywiście jak na moje maniery przystało, nie zapukałam tylko od razu wpakowałam swoje zwłoki do środka.
-Miałam donieść dokumenty, jestem nowa - powiedziałam szybko.
-Ah, tak. Rose Cage, zgadza się? Z dokumentami nie do mnie, idź do pokoju gospodarzy, spotkasz tam Nataniela.
Pytająco uniosłam lewą brew.
-Drzwi naprzeciwko - dorzuciła.
A więc drzwi naprzeciwko.
Weszłam i ujrzałam siedzącego przy biurku chłopaka o włosach w kolorze złota oraz miodowych oczach.
-Cześć, szukam Nataniela.
-Hej, to ja jestem Nataniel - uśmiechnął się ciepło.
-Dyrektorka przysłała mnie, żebym doniosła tutaj swoje dokumenty.
-No tak. Jesteś nowa?
-Ta - zrobiłam znudzoną minę, dając do zrozumienia żeby się pośpieszył.
Załapał o co mi chodzi i wziął ode mnie teczkę.
-Trzymaj. Oto twój plan lekcji oraz klucz do szafki numer 204.
Polazłam do drzwi, otworzyłam je i wyszłam na korytarz.
Spojrzałam na plan lekcji.
Matematyka, sala numer 38.
Zadzwonił dzwonek oznaczający koniec przerwy.
No chyba ich...!
Szukałam klasy z dziesięc minut.
Kiedy w końcu ją znalazłam, weszłam do niej z hukiem, rzuciłam niedbale "Siemano ludziska" i usiadłam na końcu w pustej ławce.
Wszyscy przyglądali mi się z zaciekawieniem.
-Panno Cage, może wystąpi pani na środek i powie nam coś o sobie? - zapytał lekko zdenerwowany nauczyciel.
-A po co? I tak nie ma tam miejsca - spojrzałam na niego spod byka, zaznaczając to, że stoi na środku.
-Już jest - rzekł i przesunął się.
Przeklnęłam "Kurwa mać" i stanęłam obok niego.
-Nie wyrażaj się.
-Bo?
-Pójdziesz do dyrektorki.
Prychnęłam i ignorując go, zaczęłam mówić:
-No więc tak, nazywam się Rose Cage i będę chodzić z wami do klasy. Niedawno przeprowadziłam się do tego miasta, niestety z nieznanego mi powodu.
Wszyscy przybrali zdziwione miny na słowo "nieznanego", więc zaczęłam wyjaśniać:
-Eh, mój bratulek i ojczym nie mieli ochoty przedstawić mi powodu przeprowadzki. Tyle w temacie - burknęłam i wróciłam na miejsce.
Dopiero teraz zauważyłam, że czerwony orangutan mi się przygląda.
Rzuciłam w jego stronę "Nie patrz się tak, bo ci gały wylezą", na co się zaśmiał.
Przez całą lekcję dogryzałam nauczycielowi.
To rysowałam kutasy na tablicy, rzucałam w niego kawałkami gumki, a nawet naśladowałam jego ruchy.
Wszyscy w klasie chichotali (oprócz trzech lalek siedzących w pierwszym rzędzie, które próbowały zabić mnie wzrokiem), aż nauczyciel nie wytrzymał.
-ROSE, DO DYREKTORKI!
Zerwałam się z miejsa, zarzuciłam niedbale plecak na jedno ramię, rzuciłam w jego stronę radosne "dziękuję" i wybiegłam z klasy.
Poszłam na dziedziniec, usiadłam na ławce i zapaliłam papierosa.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni i napisałam sms'a Kastielowi, (tej małpie, wyciągnął ode mnie na lekcji numer telefonu) żeby zrobił coś, aby klasa spojrzała za okno.
Po pięciu minutach wszyscy skierowali tam swoje spojrzenia (nawet nauczyciel), a ja im pomachałam i zaciągnęłam się.
Dzwonek.
Podniosłam z ławki swoje cztery litery i poszłam wolnym krokiem do domu.
Tym razem nie musiałam włączać GPS'a, bo zapamiętałam drogę.
Włożyłam ręce do kieszeni i przez drogę nuciłam cicho piosenkę Nirvany.
Przed moim domem zadzwonił telefon.
-Czego? - warknęłam, nie patrząc kto to.
-Nie ładnie zrywać się z lekcji - usłyszałam w słuchawce głos Kastiela.
-Mówi ten, kto sam się zrywa - rozłączyłam się.
Chciałam wejść do domu, lecz natrafiłam na przeszkodę.
-Możesz się przesunąć? Nie mam zamiaru tu kwitnąć - powiedziałam niezbyt uprzejmie.
Chłopak odwrócił się w moją stronę.
Miał białe włosy z czarnymi końcówkami oraz piękne, dwukolorowe oczy.
Jedno o odcieniu złota, a drugie szmaragdu.
-Przepraszam - zwrócił się do mnie - Jestem Lysander.
-Rose - powiedziałam i weszłam do domu.
-I jak pierwszy dzień w szkole? - zapytał mnie Lucas.
-Świetnie.
-Wiesz co, zapraszam kumpli - uśmiechnął się do mnie niewinnie.
-Naprawdę? Już znalazłeś sobie kumpli?
-Nie, nie.. mieszkaliśmy tu wcześniej z William'em.
-Ah, to dlatego. Niech zgadnę, mam się usunąć?
-Jeżeli byś mogła...
-Luz. Kiedy impreza?
-Za.. - spojrzał na zegar - za trzy godziny.
Poszłam na górę do swojego pokoju.
Sięgnęłam po książkę "Bóg - Król Piekła" i zaczęłam czytać.
Tak bardzo zatopiłam się w lekturze, że czytałam ponad cztery godziny.
Z nudów, niezauważalnie pomknęłam do piwnicy, w której trzymano (przynajmniej Lucas mi tak powiedział) różne instrumenty.
Zauważyłam pianino, gitarę elektryczną, lirę i wiele innych instrumentów.
Sięgnęłam po gitarę.
Zagrałam wymyśloną przeze mnie piosenkę.

Chowasz się w ukryciu,
Nie chcesz wyjść.
Czemu taki jesteś?
Chcę poznać lepiej cię.

Biegnę przez mgłę,
by zdobyć serce twe.
Dla ciebie pokonam
tysiące mil.
Dla ciebie
poświęce się. x2

Siedzę w kącie
i wylewam łzy.
Zgadnij, czemu?
Nie chciałeś mnie.
Twój chytry plan,
zrealizował się,
już więcej nie dam się.

Chociaż moje serce,
wciąż bije dla ciebie,
stawię się wyzwaniu. x3

Gdy skończyłam, ktoś zaczął bić brawa.
Tym ktoś okazał się Kastiel.
Co on tutaj robi, do jasnej cholery?!
Odłożyłam gitarę.
-Co ty...
Nie dane było mi dokończyć, gdyż Kastiel zatkał moje usta namiętnym pocałunkiem.
Byłam w szoku.
Przez chwilę się wahałam, jednak potem zaczęłam je odwzajemniać.
Lekko podniósł mnie do góry, a ja oplotłam nogi wokół jego bioder.
Błądził rękami po moich plecach.
Nasze języki walczyły o determinację.
Po chwili złapał mnie za tyłek i zaczął całować po szyi.
Hola, hola!
Chciałam to skończyć, gdy w tym momencie ktoś zagwizdał na palcach.
Kurwa, LUCAS!!
Jak na zawołanie Kastiel oderwał się ode mnie.
-Nie powiedziałeś, że przyjdą tu ludzie z mojej szkoły!! - wykrzyczałam Lucas'owi w twarz.
-Spokojnie - złapał mnie za ramiona.
Spaliłam buraka i poszłam do kuchni.
Wszyscy spojrzeli na mnie.
Słyszałam szepty kolesiów z klasy "co ona tu robi?".
-Mieszkam - burknęłam.
Wyciągnęłam z lodówki sok pomarańczowy i poczłapałam do pokoju.
Zamknęłam się w nim i usiadłam na parapecie.
Miałam nadzieję, że nie zasnę, bo byłam strasznie zmęczona.
No cóż, nadzieja matką głupich.
                                                                                       ***
-Coś się stało, córko?
-Mamo, ja... jestem w ciąży - rzekła dziewczyna.
-Słucham? - matka szeroko otworzyła oczy.
-Tak, bo ja..
-Musisz usunąć ciążę! - powiedziała stanowczo.
-Coo? - Beth była przerażona - Nigdy!
Wybiegła z domu i już do niego nie wróciła.
Poprosiła przyjaciółkę o pomoc.
Miała mieszkać u niej do czasu urodzenia dziecka.
Wreszcie nadszedł ten dzień...
Tamar zawiozła ją do szpitala.
Po godzinie wyszła z niego ze śliczną dziewczynką na ręce.
-Jest piękna! - krzyknęła Tamar.
-Wiem - mruknęła Beth.
-Co jest?
-Ja.. nie mogę jej zatrzymać.
-Dlaczego? - dziewczyna nie dowierzała.
Beth nie odpowiedziała, tylko skierowała się w stronę domu dziecka.
Przedtem szepnęła do niemowlątka:
-Będziesz się nazywać.. Rose.. Rose Cage.
Później oddała ją w ręce obcej kobiety.

                                                                                     ***
-Dlaczego to zrobiłaś? - mamrotałam przez sen - Dlaczego?!
Tym razem już krzyknęłam.
Łzy zaczęły spływać mi po policzkach.
Uspokój się, Rose.. Wszystko będzie dobrze.
-Wszystko będzie dobrze - mówiłam do siebie.
Wzięłam szybki prysznic, wskoczyłam na łóżko i przykryłam kołdrą.
Już zasypiałam, kiedy zadzwonił budzik (w telefonie).
Co jest? Dopiero wieczór!
Zerknęłam na godzinę w telefonie.
-Coo!? - zerwałam się z łóżka.
7:40. No bez jaj! Wiem, że długo wtedy spałam, no ale...
Wygrzebałam z szafy pierwsze lepsze ciuchy. Wypadło na spodnie moro, czarną bokserkę i ciemno zieloną, rozpinaną koszulę. Szybkim krokiem poszłam do łazienki. Umyłam się, związałam włosy w kucyka, zrobiłam makijaż i ubrałam się.
Wrzuciłam do plecaka potrzebne rzeczy (standardowo: słuchawki, telefon, klucze, portfel, zeszyt, długopis, gumy, perfum, szczotka, papierosy, zapalniczka), założyłam na stopy czarne glany i wyszłam.
Spojrzałam na telefon.
8:20. Wow.
Zostało mi dwadzieścia minut.
Wsiadłam do samochodu i pojechałam do szkoły.
Gdy chciałam wejść do środka, zaczepiła mnie ta blondynka i jej świta.
-Posłuchaj. Masz nie zbliżać się do Nata, a do Kasa tym bardziej, zrozumiałaś? Bo inaczej gorzko tego pożałujesz.
-To ty mnie posłuchaj, łajzo. Mogę spotykać się z kim chcę i kiedy chcę. Poza tym - przyjrzałam się jej dokładnie - nikt nie chciałby takiej wytapetowanej laly.
-CO POWIEDZIAŁAŚ?! - chciała mnie uderzyć, ale złapałam ją za nadgarstek, tak mocno, że aż zapiszczała z bólu.
-Grabisz sobie - warknęłam jej do ucha.
Jej psiapsióły patrzyły na mnie złowrogo. Jedna chciała się na mnie rzucić, ale złapałam ją za pasek od torby i z całej siły pociągnęłam, w wyniku czego wylądowała na swoim tłustym tyłku. Gdy odchodziłam, nie odwracając się pokazałam im środkowy palec.
Nawet nie zauważyłam, że jest już po dzwonku.
Wparowałam do klasy i jak zwykle zwróciłam się do nauczyciela "Siema Faraz".
-Nie nazywaj mnie tak gówniaro! - wykrzyknął.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Chciałam iść na swoje miejsce, ale ten złapał mnie za rękaw.
-Widzieliśmy to przedstawienie, Rose! Masz coś do powiedzenia?!
-Owszem. Mam nadzieję, że po tym "przedstawieniu" nie będzie pan już bronił tej pustej lali.
Śmiech uczniów.
Nauczyciel zbladł i pomknął na swoje miejsce.
Usadowiłam się na krześle i wyjęłam zeszyt.
Zamiast obliczeń rysowałam w zeszycie czaszki.
Tak niefortunnie się składało, że w tym momencie Faraz przechodził koło mojej ławki.
Wziął mój zeszyt do ręki.
-Jeżeli tak bardzo lubisz rysować, idź na kółko plastyczne...
-Nie muszę. Nauczyciele za mną nie nadążają - prychnęłam.
Znowu śmiech.
Oddał mi zeszyt i znowu mogłam rysować.
Po lekcjach zaczepił mnie Kastiel.
-Posłuchaj. Chcę wyjaśnić to co zaszło na...
Nie pozwoliłam mu dokończyć, bo położyłam swoją rękę na jego torsie i wpiłam się w jego usta.
Zszokowany, zaczął odwzajemniać pocałunki.
Właściwie nawet nie wiem dlaczego to zrobiłam..
Jego usta były takie miękkie i ciepłe.. takie.. STOP!
Oderwałam się od jego ust.
Najwyraźniej nie miał ochoty przestawać, bo zrobił smutną minkę.
Puściłam mu oczko, odwróciłam się na pięcie i odeszłam.
Amber musiała to zauważyć, bo kiedy miałam zamiar wejść do klasy, odciągnęła mnie od niej i dała z liścia.
-Co ja do ciebie mówiłam, suko?! - krzyczała.
Spojrzałam na nią morderczym wzrokiem i powoli się do niej zbliżałam.
-Posłuchaj no...! - zacisnęłam rękę w pięść.
Wystraszona Amber, zrobiła wielkie oczy i uciekła.
Miałam zamiar biec za nią, ale ktoś złapał mnie za ramiona.
-Puszczaj mnie kimkolwiek jesteś!
-To ja, Lysander..
-W takim razie... PUŚĆ MNIE DO CHOLERY!
Odwrócił mnie do siebie.
-Nie ma z tobą szans.. - uśmiechnął się.
Prychnęłam, jak to miałam w zwyczaju i poszłam obrażona.
Nie miałam co robić, więc wyszłam dziedziniec, usiadłam na ławce i zaczęłam pisać piosenkę..

Marzę by pewnego dnia
Zostać bohaterem
Uratować cały świat
Pokonać wątpliwości
Pokonać strach
Pokonać ludzkie zło
Wynaleźć lek na złamane serce
Wynaleźć lek na łzy
Dopilnować by w psychice nie było ran
Dopilnować by cierpienie poszło w zapomnienie
Takie marzenie mam
Proszę spełnij je
Chcę dokonać tego
Bo wiem jakie uczucia
Temu towarzyszą

Chciałam pisać dalej, ale za mną znikąd pojawił się Lys.
-Eh, mam propozycję - lekko się zarumienił - tworzymy z Kastielem zespół i pomyślałem..
-Zespół? - pisnęłam - świetnie! Mogę was posłuchać?
-Właśnie miałem to zaproponować - uśmiechnął się - sobota, o dwudziestej przed szkołą.
I poszedł.
Zadzwonił dzwonek na lekcje.
Tym razem historia.
Weszłam do klasy i zwróciłam się do Marleny.
-Cześć Marlenka.
-Witaj Rose - jej głos drżał ze złości.
Postanowiłam dzisiaj sobie odpuścić i nie zadręczać (ta jasne) nauczycielki.
Usiadłam grzecznie w ławce.
Kiedy nauczycielka odwróciła się tyłem do nas, wzięłam do ręki ekierkę i wycelowałam w plecy Marleny.
-GIŃ SZMATO!! - krzyknęłam.
Syknęła z bólu (lub ze złości).
-DO DYREKTORKI, NATYCHMIAST! - wrzeszczała.
-Dobra, dobra, przepraszam - podniosłam ręce w obronnym geście - złość piękności szkodzi.
Wzięłam plecak i przed drzwiami rzuciłam do niej:
-Chociaż ty jej nie masz.
I wyszłam trzaskając drzwiami.
Skierowałam się do gabinetu dyry.
Weszłam do środka i usiadłam na kanapie.
-Dzień Dobry, pani dyrektor - powiedziałam wesoło.
-Oh, dzień dobry Rose. O co tym razem poszło?
-Chciałam zabić nauczycielkę - powiedziałam obojętnie.
-Że co?! - zerwała się z krzesła - Zostajesz zawieszona!
-Na ile? - moje oczy zabłysły.
-Na tydzień.
-Oooo nie, ja chce dłużej! - jęczałam.
-Dwa tygodnie.
-To za mało!
-Trzy tygodnie i koniec kropka!
-Pff.
Wstałam i wyszłam. Przed drzwiami zauważyłam Kasa uśmiechającego się od ucha do ucha. Nawet nie pytałam jak udało mu się uciec z (trwającej) lekcji..
-Podsłuchiwałeś? Nie ładnie - pogroziłam palcem.
Zaśmiał się i razem poszliśmy na wagary. Ciągnął mnie coraz wyżej.
Po dziesiątym piętrze przestałam liczyć.
Niedługo znaleźliśmy się pod drewnianymi drzwiami.
Kas grzebał w kieszeni, po czym wyciągnął z niej pęk kluczy.
Majstrował chwilę przy zamku, aż w końcu drzwi łaskawie raczyły się otworzyć.
Puścił mnie pierwszą.
Wow, byliśmy na dachu liceum!
W gimnazjum też wchodziłam nielegalnie na dach szkoły, ale stamtąd nie było tak pięknego widoku.
Położyłam łokcie na barierkę, a na rękach głowę.
Kastiel podszedł do mnie i owinął ręce wokół mojej talii.
Zastanawiam się... co między nami jest?

niedziela, 20 grudnia 2015

Prolog

Kartka z pamiętnika: 

Nazywam się Rose Cage.
Mam czerwono-czarne włosy sięgające do ud i czarne, błyszczące oczy (zmieniające kolor zależnie od mojego nastroju) obramowane gęstymi i długi rzęsami. Posiadam pełne, koralowe usta oraz mleczną cerę. 
Jestem dosyć wysoka, mam metr siedemdziesiąt wzrostu i szczupłą figurę. 
Mój ulubiony kolor to czarny, świadczą o tym moje paznokcie wiecznie pomalowane w tym kolorze. 
Uwielbiam ścigać się motorem (ewentualnie samochodem). Oprócz tego umiem także grać na gitarze elektrycznej, pianinie oraz szkicować. 
Kiedy się narodziłam moja mama miała siedemnaście lat. Nie mogła mnie zatrzymać, dlatego trafiłam do domu dziecka. 
Gdy miałam dziesięć lat, przygarnęła mnie jakaś Julie Prince. 
Miała dwójkę dzieci, którymi musiałam się opiekować, podczas gdy ona chodziła na swoje zakrapiane imprezy. Jak zrobiłam coś źle, dostawałam po łbie. Przez całe dnie chodziłam głodna i zmęczona. Rok później przygarnęła dziewczynę rok starszą ode mnie. Oczywiście traktowała ją o wiele lepiej niż mnie. Carmen z wiekiem coraz częściej mnie przed nią broniła. Nauczyła mnie samoobrony. Pewnego dnia kiedy nie było jej w domu, kobieta podeszła do mnie i zaczęła bić. 
Dusiła mnie, kopała. 
Byłabym już martwa, gdyby nie Carmen. Weszła do mieszkania i powstrzymała ją. 
Gdy byłam wolna, uciekłam z "mojego domu" i błąkałam się po ulicy. 
Zauważyła mnie pani z ośrodka (czego starałam się uniknąć) i znowu trafiłam do dd*. 
Nie mogłam nic zrobić, dlatego poszłam z nią. 
Nie wiedziałam, co dzieje się z Carmen. Bardzo mnie to dręczyło.
Przez cały czas siedziałam w kącie ze spuszczoną głową i łzami w oczach. 
Miesiąc później do ośrodka przybył miliarder William Cross wraz ze swoim synem Lucas'em. 
Rozglądali się. 
Wzrok Lucas'a zatrzymał się na mnie. 
Szeptał coś do William'a, po czym podszedł do mnie i podał mi rękę. 
Odtrąciłam ją i pobiegłam do wyjścia, ale on złapał mnie za nadgarstek. 
Próbowałam się wyrwać, ale na marne. Po policzkach spłynęły mi łzy. 
Wykorzystując chwilę jego nieuwagi, kopnęłam go w piszczel i uciekłam na zewnątrz.  
Ukucnęłam przed bramą i zaczęłam szlochać. 
Wszyscy patrzyli na mnie ze współczuciem. 
William mnie dogonił i zapewnił, że nic mi nie zrobią. 
Chociaż miałam wątpliwości, poszłam z nimi. 
Dotarliśmy do wielkiej willi. 
Ściany budynku były kremowe, a na dachu widniały brązowe dachówki. 
Okna były duże i obramowane obwódką w tym samym kolorze. 
Lucas pchnął drwi do domu i puścił mnie przodem. 
Pokazał mi mój pokój. 
Minęło pół roku, zanim się przyzwyczaiłam. 
Choć wiedziałam, że Lucas i William nic mi nie zrobią, siedziałam w swoich czterech ścianach i byłam bardzo zamknięta w sobie. 
Kilka miesięcy później zaaklimatyzowałam się w nowym miejscu.
W tym miejscu odkryłam swoje zainteresowania.
Traktowałam Lucas'a jak swojego brata, a William'a jak ojca, którego nie znałam (i prawdopodobnie nigdy nie poznam).
W wieku piętnastu lat poznałam Nick'a. 
Zakochałam się w nim bez opamiętania, a on to wykorzystał.
Później okazało się, że zgwałcił kilka dziewczyn i ze mną miał zamiar zrobić to samo. 
Zerwałam z nim wszelki kontakt.
Nigdy nie miałam szczęścia w miłości i przyjaźni. Byłam bardzo nieufna (i jestem) w stosunku do nowych osób. 
Po tym wszystkim zrobiłam sobie na karku japoński tatuaż (mam japońskie korzenie) oznaczający "Bądź Silna". 
Wydarzyło się jeszcze wiele złego w moim życiu, ale szkoda czasu. 
Próbowałam nawet popełnić samobójstwo, ale za każdym razem mój "brat" mnie ratował. 
Kiedy skończyłam szesnaście lat, przeprowadziliśmy się z powodu, którego nie znałam.  
Właśnie piszę to podczas podróży (z nudów) i czekam aż wreszcie będziemy w nowym domu.

                                           ***Oczami Carmen***
-Rose.. - szepnęłam cicho.
-Carmen? Carmen, gdzie jesteś? - nawoływała mnie Lily.
-Tutaj! - odkrzyknęłam.
Schowałam kartkę do kieszeni spodni. Musiała ją zgubić.
Bardzo za nią tęsknię.
Teraz przynajmniej wiem, co się z nią dzieje i ile przeżyła.
Jak jeszcze kiedyś zobaczę tą Julie, to...!
Zacisnęłam pięści.
Zaraz, zaraz... jeżeli ją zgubiła, oznacza to..
Ona tutaj jest!
Wreszcie przybiegła do mnie Lil.
-Co? - spytałam.
-Jak to co? - rozszerzyła gały - Mama woła nas na obiad.
-Już idę - westchnęłam i poczłapałam za nią.


dd* - Dom Dziecka.